Była to ciemna późna noc w mieście zwanym Aster, ulice oświetlane były słabymi latarniami i głównie światłem księżycowym. Człowiek w płaszczu przeciwdeszczowym sunął powolno ciemną uliczką po swojej prawej widząc kanały przez które płynęła samotna tratwa oderwana od boi w porcie. Wysoka smukła sylwetka przystanęła nieopodal pewnej speluny kiedy zaczepił i zatrzymał ją głos wychodzącego z mroku innego osobnika.
-Widziałem wszystko, Zaphirus, zawiodłeś... - Rzekł cichy dźwięczny głos pochodzący z ust mężczyzny ubranego na czarno.
Człowiek w płaszczu nie patrząc na tajemniczego człowieka uśmiechnął się pod nosem niewidocznie.
-Będziesz mi teraz robić wykłady? - odrzekł ze spokojem Zaphirus.
-Wycofałeś się z walki w której miałeś przewagę, to równoznaczne z poddaniem się własnemu wrogowi. - Westchnął i spojrzał z góry mężczyzna w czerni.
-Jeszcze nie ukończyłem zadania, musisz mi wybaczyć, ale nie mam czasu rozmawiać z tobą podczas misji. - Uśmiechnął się szelmowsko Zaphirus wyglądając spod kaptura na mężczyznę, po czym ruszył dalej i wszedł do gospody.Zaphirus zobaczył smętne nastroje w gospodzie, jak to zazwyczaj bywa w miejscach w których bywają mroczne gildie, gdzieś w kącie jedni pili, drudzy walili się po twarzach i kłócili. Nie było jednakże takiego gwaru jaki można zastać w innych miejscach. Człowiek w płaszczu zrobił kilka kroków w przód kiedy kilku członków jego gildii w milczeniu zerkało na niego. Mężczyzna ruszył dalej mocząc deski podłogowe, wypatrzył w kącie dwie osoby.
Pierwszego wypatrzył grubego mężczyznę owiniętego w całości bandażami, drugą niską dziewczynę w ciemnych włosach z ponurym wyrazem twarzy, owijającą mu dłoń wyżej wymienionymi opatrunkami.
-Bumbeluch, co ci się stało? - Zaphirus podszedł do nich z zapytaniem.
-Wmwmwmmwmmwm wmwmmwm wmwmmwm... - Odpowiedział gruby obandażowany człowiek niewyraźnie, ponieważ bandaże zasłoniły mu twarz.
-Powiedział że napadła go jakaś kobieta podczas misji w jednej z wiosek. - Powiedziała z głosem bez wyrazu dziewczynka opatrująca rannego.
-Wmwmwmw mwmwm mmwmwmm... wmwmm... - Dopowiedział zabandażowany.
-Używała magii magnetyzmu. - Przetłumaczyła dziewczyna.
Zakapturzony mag przymknął oczy i lekko westchnął, uniósł twarz i dodał.
-Toko, Bumbeluch, odpocznijcie, będę was pewnie potrzebować... - Rzekł i pokierował się ku schodom na górę.
Zaphirus wszedł do swojego pokoju, zakluczył drzwi, podszedł do okna które momentalnie zaczęło jakby zachodzić parą i przetarł dłonią aby mieć widok na zewnątrz. Spojrzał w stronę wody naprzeciw gospody.
-Fairy Tail... - Mruknął do siebie.
Nagle coś trzasnęło na dole gospody. Ktoś kopniakiem otworzył drzwi pobudzając tym całą salę mrocznych magów. W wejściu stała kobieta w czarnej syntetycznej zbroi, z tęgą miną i zaciśniętymi pięściami. Weszła do środka i wrzasnęła.
-Dobra! To ostatni przybytek w mieście który może mieć wolne pokoje! Biorę dwa, jeden dla mnie a drugi dla mojego EGO! - Wyszczerzyła się do zszokowanego mężczyzny za szynkwasem. Magowie nie próżnując podnieśli się i podeszli do Magnet.
-Ty suko! To jest gospoda mrocznej gildii Hollowed, życie ci nie miłe?! - odszczekał jeden z magów.
-Tak się składa że nie było tabliczki na zewnątrz informującej że jest zajęte... Więc się przymknij! - Potulnie i z ogładą odpowiedziała Magnet.
-Co!? Już my ci...! - Z krzykiem ruszyli do ataku mroczni magowie.
Magnet strzeliła jednego sierpowym w żebro, drugiego poczęstowała kopnięciem w twarz, trzeciego poskładała łokciem między oczy kiedy na środek wybiegła czarnowłosa Toko i powstrzymała wszystkich krzykiem.
-Dosyć! - Krzyknęła Toko, magowie na chwilę przystanęli.
-A to co? Banda podstarzałych zboczeńców słucha się małej dziewczynki?! - Wyszydziła magów Magnet.
-Weszłaś na nasze terytorium i próbujesz dyktować nam warunki, za kogo ty się uważasz? - Zapytał żywo jeden z magów.
-Mówcie mi Magnet Nyel! - Stanęła w dumnej pozie i wypatrzyła znajomego Bumbelucha chowającego się gdzieś za filarem.
-O! Stary znajomy! Jak się masz?! - Pomachała Magnet do Bumbelucha.
-Zaraz... nie mówcie mi że to ona załatwiła tak Bumbelucha... - Zaczęli psioczyć magowie, jednak szybko wszyscy ucichli kiedy po schodach w dół zszedł mężczyzna w płaszczu przeciwdeszczowym.
-Musisz być naprawdę odważna, przychodząc tu, rzucając wyzwanie całej mrocznej gildii. - Rzekł spokojnym głosem Zaphirus.
-Hę?! A Ty jesteś? - Zawiesiła wzrok na Zaphirusie.
-Zaphirus, zastępca mistrza tej gildii. - Przedstawił się mężczyzna.
-Pytasz czy jestem odważna... właściwie to widzę maksymalnie dwie osoby które stanowiłyby dla mnie problem. - Magnet rozejrzała się i zawiesiła wzrok na czarnowłosej Toko, a potem na Zaphirusie.
-COOOO...!? MY CI POKAŻEMY!!! - W krzyku ruszyli ponownie magowie, jednak ich drogę przecięło ostrze halabardy które wydłużyło się wraz z drzewcem i uderzyło w ścianę między Magnet a grupą magów.
Magnet uśmiechnęła się szelmowsko do Toko dzierżącej halabardę, a potem do Zaphirusa.
-Rozumiem że chcesz tylko noclegu, udowodniłaś już swoją siłę, nie będziemy przelewać dzisiaj krwi. Możesz wziąć sobie jeden z pokoi na nasz koszt. - Uśmiechnął się Zaphirus.
-Tak zwyczajnie? nie spróbujecie mnie zabić przez sen? - Zmrużonym wzrokiem zlustrowała zakapturzonego.
-To byłoby bez sensu, zabić przeciwnika to żadna sztuka, sztuką jest go przewyższyć. Magowie, rozejść się, wracać do stołów! - Rozkazał zaraz Zaphirus, magowie niechętnie zasiadli obserwując ciągle kobietę.
Magnet odprowadziła wzrokiem kolejno magów, wróciła zaraz jednak do wpatrywania się w zakapturzonego. Ten zaś zbliżył się do niej nieco.
-Skoro już tu jesteś, być może byłabyś zainteresowana robotą? - Zszedł pół tonu niżej Zaphirus wskazując Magnet miejsce przy barze do siedzenia, zajęli oboje miejsce.
-Zastępca gildii pięć minut po tym jak widzi że rzucam jego ludźmi po ścianach oferuje mi robotę? pffff... dobre sobie... - Odpowiedziała prześmiewczo.
-Potrafię trzeźwo ocenić sytuacje w której się znajduję, natomiast to co chce ci zaoferować... sądzę że będzie to odpowiednie dla kogoś twojego pokroju. - Odebrał dwie szklanki z jakimś czerwonym trunkiem od gospodarza i postawił jedną przed Magnet.
-Mów do rzeczy, przez cały dzień szłam piechotą do Aster, już samo twoje smęcenie zaczyna mnie usypiać. - Ziewnęła lekko, chwyciła szklankę i upiła łyk trunku.
-Chcę zorganizować zasadzkę na pewną gildię, niestety jak sama zauważyłaś nie mam tu odpowiednich ludzi do ugrupowania z którym chcę się zmierzyć. Już sam zdołałem się przekonać na własnej skórze do czego są zdolni. - Skończył, również upił łyk ze szklanki.
-I niby dlaczego chcesz ich zaatakować? - Oparła twarz o dłoń, łokieć o stół, i ze znużeniem ogląda Zaphirusa.
-Ponieważ stawka zadania wzrosła, poza tym jest ono niezwykłe samo w sobie. Nie mogę ci zdradzić szczegółów, ale twój udział w tej robocie pozwoli ci przeżyć w dostatku... uwierz mi... bardzo długo... - Błysnął lekko zębami Zaphirus.
-Ehe, ehe, ehe... Nie znasz moich potrzeb, no ale... powiedzmy że tak, to z kim mamy się prać? - Dopytała.
-Fairy Tail, za każdego pokonanego maga dostaniemy grube pieniądze. - Przeniósł wzrok na szynkwas.
-Niech ci będzie, z chęcią rozprostuję kości, tylko wiedz jedną rzecz... - Zmrużyła spojrzenie.
-Tak? - Dopytał zakapturzony.
-Nie ufam ci... - Rzekła i spojrzała na niego z góry.
-To zrozumiałe. - Uśmiechnął się pod nosem Zaphirus.
-Poza tym, śmierdzisz mokrymi zużytymi szmatami. - Skrzywiła się, odbiła od baru i pokierowała na górę. Powędrował wzrokiem za Magnet, zerknął na dwie puste szklanki, wkrótce sam ruszył na wyższe piętro...
Fairy Tail! Gotowi na dogrywkę z Magiem Mgieł?! >:D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz