Yukine
Katsumi
Minął już tydzień, odkąd uciekłem z Akademii. Owszem, podczas buntu nie wiedziałem jak sobię poradzę sam. Myślałem sobie, że "A jakoś to będzie", naiwny Ja. Ty się chyba nigdy nie zmienisz, mówiłem sam do siebie. Uciekłem, ponieważ nie byłem w stanie dłużej znieść zabijania Bogu ducha winnych ludzi, co oznacza, że mój honor mi na to nie pozwalał. I jak skończyłem? Od tygodnia muszę sam zdobywać pieniądze, za które mogę kupić coś do zjedzenia. Oczywiście za takie sumy stać mnie co najwyżej na jabłko. Nie moja wina, że wszyscy mieszkańcy Magnolii to biedacy, szukałem kozła ofiarnego. Swoją drogą ciekawe ile zarobię na nim? Cały czas obserwowałem starszego pana, za którym idę już od jakichś piętnastu minut. Z kieszeni wyblakłego płaszcza wystawał mu portfel, wyglądał na dość gruby. Szedłem tak za nim z rękoma w kieszeniach swojej długiej ciemnej kurtki z kaprysem na twarzy. Nie lubiłem kraść, ale nie mam wyjścia- myśląc tak powoli wyciągnąłem prawą rękę w stronę siwego, zgarbionego mężczyzny a moje palce powoli zbliżały się ku prawej kieszeni mojej ofiary. Wystawiłem czubek języka, niczym artysta, który chce by jego praca wyszła jak najlepiej. Jeszcze kilka centymetrów... i... mam! Ucieszyłem się. Szybkim ruchem schowałem portfel do kieszeni razem ze splamioną grzechem złodziejską ręką i obróciwszy się na pięcie chciałem ruszyć przed siebie, gdy nagle zamarłem. Kilka metrów obok mnie stała młoda dziewczyna, z ostrzegawczym wyrazem twarzy. Widziała mnie? Tak, na pewno widziała... Co za przypał!
Właśnie wracałam z misji a tu taka niespodzianka. Stałam wpatrując się ostrzegawczym wzrokiem w małego złodziejaszka, który najwyraźniej wiedział co złego robił. Westchnęłam ciężko i wzrokiem nakazałam mu oddanie własności mężczyzny. Byłam zmęczona po misji i nie chciało mi się ani go gonić ani z nim walczyć. Założyłam ręce i chrząknęłam wymownie.
Stojąc jak wryty w ziemię spojrzałem na kieszeń zawierającą mój nowo nabyty skarb. Wiedziałem, że źle robię, i bardzo tego żałowałem. Ale z drugiej strony wiedziałem, że inaczej nie przeżyję na ulicy. -Przepraszam...- powiedziałem tylko, po czym odbiegłem.
- A-ale... Cholera! - Przeklęłam pod nosem i niechętnie ruszyłam za nim. Dlaczego nie ma ze mną Willow... Cholerny, głupi kundel. Dobiegłam do chłopaka i złapałam go za ramię i pociągnęłam do siebie.
- Stój poczekaj! Co ty robisz?
Czując mocne szarpnięcie za ramie podskoczyłem i wykonując obrót nad jej głową wylądowałem za jej plecami. -Nie Twój interes- odparłem, poczym pobiegłem dalej. Tym razem biegłem szybciej w stronę swojej jaskini w lesie niedaleko. W akademii byłem prawie najszybszy, nie łatwo mnie dogonić.
- Nienawidzę tego dnia... Willow chodź tu kundlu! - Krzyknęłam i dojrzałam szarego wilka biegnącego w moją stronę.
- Czego chcesz? - Warknął wywalając jęzor.
- Jesteś mi potrzebny. - Złapałam go za futro na karku i spojrzałam w jego ślepia. - I mi pomożesz.
- Dobra już dobra. Kogo łapiemy?
- Chłopak...uciekł tam - wskazałam kierunek i zaraz razem z wilkiem biegłam za chłopcem. Jego zapach był bardzo wyraźny. Prawie mogłam usłyszeć jego oddech... Łatwizna.
Nos mnie nie zawodził. Wiem już, że to smoczy zabójca. A ten zapach... czy to...- obejrzałem się w biegu. Wydałem z siebie okrzyk przerażenia widząc zbliżającego się wilka. Przyśpieszyłem w ataku adrenaliny. Wybiegłem już z miasta i po chwili dobiegłem do drzew. Pierwsze lepsze drzewo było moim ratunkiem, wskoczyłem na gałąź znajdującą się 7 metrów nad ziemią i pokazałem język szarej bestii.
Zaśmiałam się widząc minę mojego towarzysza. Skoczyłam za chłopakiem na drzewo i uśmiechnęłam się do niego szeroko, łapiąc go.
- Ja skakać umiem. Nie uciekaj nic ci nie zrobię.
-To po co mnie gonisz?- spytałem. Nie chciałem z nią walczyć, była za ładna bym był w stanie ją zaatakować, co też trochę mnie speszyło i wywołało delikatne rumieńce na policzkach.
Spojrzałam na jego rumieńce i uśmiechnęłam się lekko. Odgarnęłam z twarzy ciemne włosy i spojrzałam mu w oczy.
- Żebyś oddał nie swoją własność oczywiście.
-Emm...- spojrzałem kątem oka na kieszeń z portfelem, po czym jakby urażony odwróciłem głowę- Nie wiem o czym mówisz...- wyjąkał.
- No jasne...jedzie mi tu czołg. Ładnie oddasz pieniądze i pi sprawie. - Spojrzałam na niego wyczekująco.
A jak nie?- chciałem poznać wszystkie opcje.
- A jak nie to cię do tego zmuszę... - Nie miałam ochoty walczyć no ale on nie musiał o tym wiedzieć.
-Phi!- prychnąłem (niechcący) na głos- Dobra, my tu sraty taty, a ja mam pełno planów- skłamałem wstając- do zobaczenia... kiedyś tam.
Westchnęłam męczeńsko. On mnie zignorował. Wiem że źle wyglądam ale ludzie jestem tylko zmęczona. Nie było mnie trzy tygodnie a tu już wszyscy cię ignorują. Spojrzałam mu w oczy.
- Nie wydaje mi się... - Popchnęłam go przypierając do kory drzewa. - Nigdzie nie idziesz...
-Ugh..- krótki odgłos bólu. Spojrzałem na nią po czym się uśmiechnąłem kpiąco. Moje ciało zamieniło się w kłęby mrocznej energii, (czarny dym) i w postaci tańczącego na wietrze dymu przeniosłem się na gałąź innego drzewa, gdzie się zmaterializowałem do pierwotnej, ludzkiej postaci. -Nie chcę z Tobą walczyć.
- Tak ja też nie chce walczyć, ale nie pozostawiasz mi wyboru... - Zeskoczyłam z gałęzi na ziemię a moje ciało otoczyła ciemna poświata.
- Oddaj portfel i po problemie...
Również używa mroku? Pomyślałem. -Przykro mi, ale nie zamierzam- moje prawę ramie otoczyła czarna energia, i po chwili owa ręka przypominała czarną, mieniącą się w słońcu rękę demona, o zaostrzonych czubkach palców. Całe ramie miało teraz wielkość zbliżoną do mnie- Nie musi do tego dojść. Rozejdźmy się w swoje strony.
- Podaj mi jeden powód... -Powiedziałam przyglądając się mu i próbując odgadnąć jakiej magii używa. Nie było to łatwe zadanie...dziwnie pachniał...
-Potrzebuję tych pieniędzy- odparłem
- Rozumiem. Ale człowiek potrzebujący pieniędzy idzie do pracy...
Moja przeszłość nie zafunduje mi żadnej pracy- powiedziałem- Poza tym, okradam tylko tych bogatych.
Oparłam dłonie na biodrach.
- Jesteś magiem. Możesz pracować w gildii. A stan materialny ofiary nie ma znaczenia...
Zaczynałem się irytować. - Wybacz, ale żadna pierwsza lepsza laleczka nie będzie mi mówić jak mam żyć- rzuciłem wkładając w te słowa trochę za duża perfidności.
- Pierwsza lepsza laseczka...? - Usłyszałam drwiący śmiech wilka i spojrzałam na niego. - Przestań...
- Jesteś tak podobną do ojca gdy się denerwujesz... -Zdołał ledwo wykrztusić między salwami śmiechu. - Nasza Żelazna Katsumi się denerwuje...
- Zamkij pysk.. - Warknęłam do wilka i znowu spojrzałam na chłopaka.
- Jak wolisz... - Przyjęłam pozycję obronną.
-Tylko jedno z nas będzie żałować dziesiejszych decyzji- przygotował się- I to nie będę ja. -Widząc jej pozycje obronną poczułem się zaproszony do ataku, toteż ugiąłem demoniczne ramie na wysokości głowy i wybijając się z gałęzi szybowałem w dół ku niej. Moje blond włosy ostro falowały na wietrze, przymróżyłem swoje jaskrawe pomarańczowe oczy skupiając się na celu aż w końcu będąc kilka metrów nad nią wykonałem potężny cios swoim ramieniem.
Zmieniłam całe swoje ramię w metal i zablokowałam jego atak patrząc ciemnymi tęczówkami w jego oczy. Zamachnęłam się nogą i spróbowałam go kopnąć.
- Nie lekceważ mnie...
Byłem pod wrażeniem, moje ramie było naprawdę duże i znacząco silniejsze niż ludzka ręka. Prawie odgapiła mój ruch i momentalnie ruszyła z kontrą. Byłem jeszcze w powietrzu więc nie miałem szans na unik. Silne kopnięcie cisnęło mną kilka metrów dalej. Odbiłem się od drzewa i upadłem na ziemie. Szybko się podniosłem. Efektywny cios, lecz mało skuteczny- analizowałem. Celowo dawałem się bić, by ona poczuła się pewniej, dzięki czemu zyskałbym przewagę. Czarne, wielkie ramie uniosłem przed siebie tak, że wewnętrzna strona dłoni zasłaniała moją twarz. Na całym przegubie wyprostowały się długie, czarne mieniące się w słońcu iglice. Następnie zamachnąłem się ciskając dziesięcioma szpikulcami w jej stronę.
Robiąc piruet w powietrzu odskoczyłam na bezpieczną odległość. Zmierzyłam wzrokiem przeciwnika i uśmiechnęłam się.
- Jesteś silny...może jednak wstąpisz do gildii...?
-Na twoim miejscu bym był ostrożniejszy, nie celowałem w ciebie- wskazałem głową w stronę nacierających iglic ku wilkowi. Zacisnąłem pięść.demonicznej ręki i szpikulce znikły tuż przed trafieniem celu- Jak już mówiłem, nie chcę walczyć- powiedziałem.
Poczułam jak moje serce staje. Już chciałam osłonić wilka swoim ciałem gdy kolce po prostu zniknęły. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na chłopaka.
- Ja także nie chce walczyć. Ale moim zadaniem jako maga jest pomóc innym. Dlaczego kradniesz? Mogę ci pomóc.
-Mi nikt nie może pomóc- rzuciłem odwołując demoniczne ramie, które zamieniło się w czarny dym i wsiąkło we mnie- taki już mój los- mówiąc to rzuciłem jej portfel, który ukradłem- Masz! Oddaj go właścicielowi, skoro tak bardzo chcesz pomagać. Gdzie indziej skołuje żarcie- wsadziłem ręce do kieszeni kurtki i odwróciłem głowę.
Złapałam portfel tego mężczyzny i uśmiechnęłam się. Jednak nie jest taki zły. Westchnęłam przeciągle i wyjęłam z kieszeni płaszcza woreczek ze swoją nagrodą za wykonaną misję. Rzuciłam mu pod nogi pieniądze i odwróciłam się kierując się ponownie do miasta.
- Nie kradnij więcej...
-Nie mogę obiecać- już nie usłyszała. Wziąłem sakiewkę i przeliczyłem pieniądze. Starczy mi na co najmniej tydzień w pobliskim motelu- pomyślałem uradowany. Spojrzał za oddalającą się dziewczyną. Po chwili schowałem monety do sakwy i dogoniłem nieznajomą. -Nie mogę tego przyjąć- zwróciłem prezent.
Spojrzałam na niego zirytowana.
- Przyjmij to i nie kradnij...to tylko pieniądze nie są mi szczególnie potrzebne...
Założyłam kaptur czarnego płaszcza na głowę i uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka.
- Gdybyś jeszcze czegoś potrzebował spytaj o mnie w Fairy Tail.
-Ale... nawet jeśli to przyjmę, kiedyś się skończą i znowu zacznę kraść. Ma to sens?
- Przynajmniej przez jakiś czas nie będziesz kradł... Posłuchaj zrobiłam swoje. Odebrałam ci portfel i dałam ci pieniądze. Nie wiem jak ci pomóc i jakiej pomocy oczekujesz...
Wyjęłam metalową łyżkę i zaczęłam ją spokojnie przeżuwać.
Z lekkim wstrętem obserwowałem jak mieli metalową łyżke. -Emm... smacznego?
- Dziękuję...
Odparłam jedząc dalej. Przestałam zwracać na niego uwagę i szłam dalej przed siebie.
-No więc... ee... jaj ci w ogóle na imie?- spytałem nagle.
Aha czyli on wciąż ze mną. Spojrzałam na wilka.
- Nazywam się Katsumi a ten szary i włochaty to Willow. A tobie jak na imie?
-Yukine...- odparłem, kątem oka patrzyłem na Willow, widocznie miał mi za złe numer ze szpikulcami- miło poznać.
Wilk tylko fuknął obrażony i nie odstępował mnie na krok z obawy przed nagłym atakiem blondyna.
- Mi również miło poznać.
-Jak to jest?- spytałem po chwili- Pomagasz mi, nawet mnie znasz. Mogę być poszukiwanym mordercą, czy kimkolwiek innym. Nie myślisz o tym?
- Wiesz często zajmuje się poszukiwanymi mordercami...poza tym...jeśli byłbyś mordercą zabiłbyś Willow.
Zatrzymałem się i spojrzałem na wilka. Miała racje. Dogoniłem ją i znowu wyrównałem tempo chodu- Okej, to jakiś argument. Ale mogę jeszcze być oszustem, terrorystom, zamachowcem czy jakimś pedofilem...- to ostatnie powiedziałem niechcący i szybko na mojej twarzy pojawił się wstręt- W każdym bądź razie nie wiesz komu pomagasz.
Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam na chłopaka nie rozumiejąc jego toku myślenia. Dałam mu pieniądze a on wybrzydza.
- Do czego zmierzasz? Może nie chcesz mojej pomocy ale wiem że nie jesteś żadnym z wyżej wymienionych.
Nawet nie wiesz jako bardzo się mylisz...- pomyślałem- tyle niewinnych dusz wysłałem do nieba... jestem potworem.
-Miło mi że tak myślisz- odparłem- Dam ci radę na przyszłość, nie bądź taka naiwna i ufna wobec obcych. To może cię kiedyś zgubić- powiedziałem. Ujrzałem na jej twarzy niepewność wobec mnie, szybko wybrnąłem z sytuacji mówiąc- Ale to tylko rada oparta na własnych przemyśleniach. Pp prostu bądź ostrożna.
- Dziękuję za radę. - Odparłam. Morderca co? Przed oczami stanęły mi obrazy każdej z misji w jakiej brałam udział. Każdą martwą osobę, do której śmierci się przyczyniłam. Oszust? Ile osób oszukałam podając się za kogoś innego...a wszystko dla dobra gildii. Widać było że ten chłopak miał trudną przeszłość i to właśnie dlatego chciałam mu pomóc. Może faktycznie byłam zbyt naiwna...? Ruszyłam dalej przed siebie, bo wilk zaczął nerwowo na mnie spoglądać denerwując się w obecności blondyna.
-Proszę...- mnie również irytowała upartość wilka. Nie lubił mnie. W sumie... po takim numerze?
-Będę lecieć. Jeszcze raz dzięki za pożyczkę, Aligato- ukłoniłem się lekko po czym wsadziłem ręce do kieszeni kurtki i odwracając się na pięcie ruszyłem w przeciwnym kierunku- Na razie- uniosłem lekko rękę nad głową w pożegnalnym geście i z powrotem schowałem ją do kieszeni.
- Nie ma za co - uśmiechnęłam się i zarzuciłam kaptur na głowę i ruszyłam w dalszą drogę. Jeszcze ostatni raz odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka.
- Uważaj na siebie... Willow idziemy.
Powiedziałam do wilka i razem wróciliśmy do gildii do domu.
Nie tego się spodziewałem po Katsumi. Raczej tego że na miejscu skopie mu... twarzyczkę, lub przejdzie wobec tego obojętna. Zaskoczyło mnie to... na plus.
OdpowiedzUsuńYukine. Człowiek z nizin, robi wszystko by przetrwać, po prostu. Ciekawy zamysł..Może nieco za bardzo się nad sobą użala, ale nie wylewa tego na pierwszą lepszą osobę. Ma swoje powody i tyle. To się chwali. I aproove this note. Czy jak to powinno być właściwie.
"Ale mogę jeszcze być oszustem, terrorystom, zamachowcem czy jakimś pedofilem..."
OdpowiedzUsuńAlbo co gorsza... mógł być z urzędu skarbowego! D: ):
Willow myślę że zachował się rozsądnie jednak nie dając tej dozy zaufania obcemu magowi, ciekaw jestem jak to się potoczy. Daję jednak 5 klusek, dlaczego nie więcej? bo jestem głodny.