(...)Jedyne co wtedy widziałam to zawalający się sufit i śmierć...
Wybiegłam z gildii w pospiechu, nie mogłam się doczekać mojej kolejnej misji. Na kartce, która dostałam pisało, że szczegółów zlecenia dowiem się na miejscu. Wydawało się to nieco podejrzane, ale chciałam to sprawdzić. Zwykle chodzę na misję w grupie, jednakże tym razem postanowiłam działaś na własną rękę. Jedna prosta misja i trochę pieniędzy jest równa szerokiemu uśmiechowi na twarzy. Wsiadłam do pociągu, celem mojej podróży było miasto Oak.
Podczas drogi nic ciekawego się nie działo, prawie całą przespałam. Gdy się obudziłam moim szafirowym oczom ukazało się stare zamkowe miasto, usytuowane na wzgórzach. Wyglądało bajecznie, aż nie mogłam od niego oderwać wzroku i pomyśleć, że istnieją takie piękne lokacje. Wysiadłam z pociągu po czym ruszyłam przed siebie. W sumie to sama za bardzo nie wiedziała gdzie iść, gdyż byłam tu pierwszy raz. Postanowiłam zapytać przechodnia jakiegoś o pomoc.
- Przepraszam... - puknęłam w ramię jakąś panią, ale ona nawet nie zareagował tylko mnie zignorowała.
Bardzo towarzyscy ludzie... Idąc wypatrywałam celu, po jakimś czasie go znalazłam. Weszłam do karczmy, od razu do mnie podbiegł jakiś wysoki pan. Poczułam się przy nim jak karzełek.
- Jesteś magiem z Fairy Tail? - zapytał na powitanie.
- Tak... Z skąd pan to wie? - zapytałam podejrzliwie.
- Zgadywałem, chcesz podjąć się tej misji?
Przyjrzałam mu się uważnie, nie wyglądał na gwałciciela czy coś... Jednakże czułam jak rozpiera go energia.
- Tyle, że na karteczce nie było podanych szczegółów.
- Chodzi o to panienko, że ostatnio w naszym miasteczku dochodzi do licznych pożarów. Prosiłbym aby się panienka dowiedziała kto, lub co je wywołuje.
- Dobrze, a gdzie był ostatni taki pożar? - zapytałam i zaczęłam wszystko sobie okładać w głowie.
- Zaraz za rogiem, jakoś dwa dni temu... - zamyślił się.
- Idę to sprawdzić prze pana - rzuciłam i wybiegłam pośpiesznie z karczmy.
Byłam tak podekscytowana, że nie zauważyłam przechodnia i po chwili na niego wpadłam.
- Przepraszam! - szybko powiedziałam i spojrzałam na niego.
Nagle moje serce zabiło szybciej i zrobiło mi się jakoś zimno. To był kolejny mężczyzn. Był dość wysoki, jego cera była blada a włosy czarne jak skrzydła kruka. Przełknęłam ślinę, nie wiem czemu, ale się go bałam i to bardzo. Zerknął na mnie swoimi ciemnymi oczami i tylko się uśmiechnął. Przykuwał uwagę, nie wyglądał jak ktoś z stąd. Jego uśmiech był bardzo szeroki... Czemu tak się bałam? Ominęłam go i szybkim krokiem ruszyłam dalej, mimo to nadal czułam jego wzrok na sobie. Dopiero gdy skręciłam w bok poczułam się bezpieczna. Dostrzegłam spalony doszczętnie budynek...
Uciekłam myślami od tego co stało się przed chwilą i wróciłam do rzeczywistości.
Zbadałam całe miejsce, ale nic nie znalazła, sprawca był bardzo ostrożny. Zapadł zmrok, zatrzymałam się na noc w karczmie. Moja słodka drzemka nie trwała długo, gdyż gdzieś o 23:00 zbudził mnie alarm a z nim krzyki miasta. Szybko się przebrałam i wybiegłam z budynku po czym ruszyłam w kierunku miejsca zamieszania. Na miejscu zastał mnie pożar, płonął jakiś dom trzypiętrowy. Do moich uszu doszły krzyki pewnej kobiety,
- Moje dziecko! Moja córka została w środku! - szlochała.
Bez zastanowienia i oporów mieszkańców wbiegłam w ogień. Zakryłam twarz kawałkiem od bluzki, musiałam szybko znaleźć dziecko i wybiec z stąd jak najszybciej! Wbiegłam na drugie piętro, i na trzecie. Znalazłam ją, siedziała skulona w kącie.
- Nie bój się, zaraz cię wyciągnę! - wrzasnęłam i wzięłam ja na ramiona.
Dziewczynka była lekka, miała chyba jakieś 6 lat. Biegłam jak najszybciej się dało, moja skóra była poparzona... Dotarłyśmy na parter, kazałam jej biec do wyjścia. Chciałam jeszcze sprawdzić czy kogoś nie ma, ale stało się coś strasznego. Ogień odgrodził mi drogę ucieczki a budynek zaczął się walić. To była pułapka. Zaczęłam się dusić, nie mogłam znaleźć słów na zaklęcie, jakby wszystko uciekło. Nie mogłam ugasić całego budynku, nie potrafię jeszcze na takim poziomie używać magii. Spojrzałam w górę. Jedyne co wtedy widziałam to zawalający się sufit i śmierć... Czy tak miał się skończyć mój żywot?
Nagle stało się coś niespodziewanego. wszystko się zatrzymało. Nie traciłam czasu, dzięki temu udało mi się wyskoczyć przez okno. Zaraz po tym budynek się zawalił... Nie wiem jak, ale przeżyłam i byłam losowi za to wdzięczna.
Kilka dni leżałam w szpitalu, ludzie mówili, że przyczyną pożaru była zabawa jednego z dzieci zapałkami, ale ja w to nie wierzyłam. Rodzina podziękowała mi za ratunek córeczki i chciała dać pieniądze, ale odmówiłam. Za takie rzeczy nie powinno się brać nagrody. Pan u którego byłam w karczmie oznajmił mi, że misja odwołana i mogę wracać do domu jak się wykuruję... Jednakże nadal nie mogłam uwierzyć w to co się stało w płonącym budynku, ktoś użył magii i mnie uratował... Ktoś władający łukiem czasu, ale jak? Czemu? Kto? Te pytania zaśmiecały mi głowę... Nie wiedziałam co począć, do tego doszły koszmary nocne o mężczyźnie na którego wpadłam kilka dni temu... Co się dzieje?
Uhuhu, kto to jest ten tajemniczy mag? Czyżby ten mężczyzna w czarnych włosach?
OdpowiedzUsuńSzkoda, że wszyscy wrzucają takie krótkie notki ;-; A ja tak bardzo lubię czytać epopeje? Mogę to tak nazwać? W sumie sama nie wiem... Nie ważne! Evi, taka dobra i uratowała dziewczynkę :3
Zaciekawił mnie facet. Czekam na rozwinięcie...
OdpowiedzUsuńLiczne pożary...a potem takie błahe wyjaśnienie? Ewidetnie ktoś tu coś kombinuje. Pisz dalej. Choć krótko... jest o czym myśleć.
Bardzo fajna notka, mnie również zainteresował ten "tajemniczy mężczyzna". Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
OdpowiedzUsuń