sobota, 18 kwietnia 2015

Czuję ich krew na moich dłoniach... Tylko dlaczego nie czuję bólu?

Percy

Działo się to dokładnie siedem lat temu, miałem 11 lat. Nie wiedziałem o tym, że głęboko we mnie może być ukryta moc. Małe dziecko o tak nietypowych umiejętnościach nie przyniesie nic dobrego.
Siedziałem wtedy w domu. Moi rodzice też tam byli. Matka Eleonora przygotowywała obiad a ojciec czytał gazetę, wszystko było dobrze... W pewnym momencie poczułem ukłucie w sercu, jakby ktoś wbił w nie szpilkę. Zgiąłem się wpół i zerknąłem na moich rodziców. Od razu do mnie podbiegli rzucając wszystkie rzeczy. Wszystko stawało się czarne jak smoła... Nagle zobaczyłem obrazy, których nie spodziewałem się ujrzeć. Byłem to ja! Byli to moi rodzice! Ujrzałem wiele rzeczy, wyglądały jak wspomnienia... Jednakże gdy dotknąłem siebie wszystko prysło. To wyglądało jakby nagle pękło szkoło. Gdy się ocknąłem leżałem nadal na posadzce w salonie a nad moim ciałem stali rodzice. Wyglądali jakoś obco. Poczułem jak gęsia skórka pojawia się na moim ciele, otworzyłem usta.
- Mamo? Czy wszystko w porządku? - przyglądałem się im uważnie, zdawali się jakby nie słyszeć tego co mówię.
- Vincencie, co to dziecko robi w naszym domu? - zapytała ojca.
Nie wiedziałem o co chodzi, ta sytuacja zaczęła się robić krępująca.
- Nie wiem Eleonoro, pewnie to jakiś złodziej. - ojciec złapał mnie za kołnierz po czym zaczął ciągnąc w kierunku drzwi.
- MAMO! - wrzasnąłem i zacząłem się szarpać, ale na próżno.
Kobieta tylko odwróciła się na pięcia i dodała.
- Nigdy nie mogłam mieć dziecka, to dziecko majaczy. - schowała się w kuchni.
Ojciec brutalnie wywalił mnie z domu na zbity pysk. Byłem zszokowany i wystraszony. Zacząłem pięściami walić w drzwi w nadziei, że to jakiś żart. Jednakże tak nie było.
- Jak zaraz szczeniaku nie znikniesz to wezwę straż miejską!
Wstałem i zacząłem iść przed siebie. Zostałem z niczym, rodzice w jednej chwili o mnie zapomnieli.

*~~~~*
Marko
Szedłem ulicą, była zima a dokładniej 15 grudnia... Wszyscy ludzie szli opatuleni w ciepłe stroje. Śnieg delikatnie sypał a gdzieś w tle można było dostrzec dzieci lepiące bałwana. Ja w tym czasie szedłem ulicą bez celu. Jednakże nagle z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos. Wyrażał on prawdziwe uczucia, smutek, żal... To było takie szczere. 
Pamiętam łzy spływające po twojej twarzy,
Gdy powiedziałaś: "Nigdy nie pozwolę ci odejść"
Gdy te wszystkie cienie niemalże zgasiły twoje światło
Pamiętam jak powiedziałeś: "Nie zostawię cię nigdy samego"
Lecz to wszystko już umarło, odeszło i przeminęło dzisiejszej nocy

Po prostu zamknij oczy
Słońce chyli się ku zachodowi
Będzie dobrze
Nikt nie może cię teraz skrzywdzić
Przyjdź, światło poranka
Ty i ja będziemy cali i zdrowi


Skręciłem w zaułek i moim oczom ukazał się chłopak opatulony w koc, widać był że jest zmarznięty.
- Ej! Nic ci nie jest? - zapytałem i podszedłem do niego, ale gdy podniósł ku mnie głowę mym szafirowym oczom ukazał się widok niesłychany.
Ten chłopak wyglądał jak ja! Kucnąłem przy nim.
- Dlaczego wyglądasz jak ja? 
- Ty lepiej mi powiedz, czemu wyglądasz jak ja? - czarnowłosy w osłupieniu przyglądał się mej twarzy.
Patrzyliśmy tak na siebie z niedowierzeniem, on był mną a ja nim...  Czemu? Tego nie wiedziałem...
- Nazywam się Percy, a ty? - zapytał nieśmiało
- Marko - złapałem go za rękę i pociągnąłem do góry.
Ciągnąłem go za sobą w kierunku mojej rezydencji, czułem, że wyjaśnienie znajdziemy właśnie tam. Bardzo nie lubiłem gdy ktoś mnie okłamywał.
Z hukiem zamknąłem za nami drzwi, słyszałem głosy dochodzące z salonu. Ruszyliśmy w tamtym kierunku i zatrzymaliśmy się w progu. Moja matka spojrzała na mnie a później na Perciego. Wstała i stanęła jak wryta. Ojciec natomiast przyglądał się nam w jeszcze większym osłupieniu.
- Marko, ja... - zaczęła, ale nie pozwoliłem jej dokończyć.
- Dlaczego on jest taki sam jak ja! - wrzasnąłem i zrzuciłem wazon ze stołu jednocześnie się kalecząc.
- Chciałam ci powie... - w tym momencie skierowałem w jej stronę moją dłoń a z niej wystrzelił czerwony sznur, który oplótł jej szyję.
Nie wiedziałem jak to zrobiłem, ale emocje wzięły nade mną górę. 11 lat żyłem w kłamstwie...
- Synu! - wrzasnął ojciec, ale jego także złapałem za szyję,
Miałem wrażenie, że Percy patrzy prosto w oczy matki z nienawiścią. Nie dziwiłem mu się, to go odrzucili... Zostawili mojego brata na pastwę losu.
Zacisnąłem odruchowo dłonie... Gdy otworzyłem oczy moi rodzice wisieli bezwładnie w mej pułapce. W momencie gdy otworzyłem dłonie padli na ziemię a ja wraz z nimi.
- Co ja zrobiłem... - zacząłem sobie mówić pod noce, łzy napłynęły mi do oczu.
Zabiłem, zabiłem, zabiłem i to świadomie.
Nagle Percy ukucnął przy mnie.
- Zrobiłeś to co powinieneś, okłamywali cię a mnie zostawili. To nie byli prawdziwi rodzice.
Spojrzałem na niego ze smutkiem, nie wiedziałem co mam zrobić.
- Teraz mamy tylko siebie... bracie. - uśmiechnął się i podał mi dłoń.
Złapałem ją bez wahania, to prawda... Percy ma Marko a on jego.

Od tamtego zdarzenia minęło 7 lat i od tamtego czasu zdarzyło nam się jeszcze nie raz kogoś skrzywdzić. Staramy się wspierać tak bardzo jak możemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz